Jesteś niezalogowany | Zaloguj się | Zarejestruj się
Jakie barwy miały te autobusy przed przemalowanie w barwy MZA?
Takie jak wszystkie ówczesne pekaesowe - kremowo-jasnopomarańczowe w proporcjach, jak migi czy peery.
A jakie pierwotnie miały wnętrze? Bo w Częstochowie też dostali trzy takie jelcze (380-382) z wnętrzami jak turystyki i czterema rzędami wielkich miękkich foteli. Przez kilka lat stały pod płotem, z małym epizodem na idiotycznej linii S czy obsługą wycieczek. W końcu zorientowali się, że starzeją im się wody z niemal zerowym przebiegiem. Zaczęli je wypuszczać na dodatki na podmiejskiej 63, potem peryferyjnej 30, w końcu w ogóle na podmiejskiej 53, 65 i 70.
Nawet jeżeli fabryka Jelcz wyprodukowała za dużo dwudrzwiowych elek, to tak czy owak model L11/2 nigdy nie powinien był trafić do miejskich przedsiębiorstw (przynajmniej nie w dużych miastach). To był pojazd bardziej nadający się do PKS-u (rzecz oczywista) albo ewentualnie niektóre WPK, i to tam powinni byli zapas pchać.
To były czasy gospodarki planowej, był plan dostarczenia 10 wozów to trzeba było dostarczyć 10. A że kasy nie było na specjalne zakupy to się podzieliło co było. W Warszawie nie było jakich podmiejskich by mogły sobie jeździć? Wtedy MPKi i WPKI potrafiły jeździć całkiem daleko od miasta. Np. Wrocław miał linię do Żórawiny i Wojnowic - idealne na L11. Wałbrzych miał 31 do Świdnicy - też mogły ganiać tam (trochę ciasno było). Legnica miała A, 14, 40, 45 i 52. Też by się upchało. Więc nie dramatyzowałbym.
Jak wspominałem nieco wyżej, w Częstochowie po wielu latach wpadli na to, by je wysyłać na wybrane kursy podmiejskich; w Warszawie wymyślili tego lotniskowca. A właściwie problem jest wciąż aktualny. Wydaje mi się, że i dziś - wzorem Sztokholmu - można by na niektóre linie zamawiać tabor - jak to się teraz mówi po "polsku"... dedykowany.