Jesteś niezalogowany | Zaloguj się | Zarejestruj się
No właśnie, przez społecznika. Jak działają te buurtbusy od strony organizacyjnej?
https://ovi.rdw.nl/default.aspx?kenteken=42-gj-pf
"Datum eerste toelating
08-07-2015"
Krzychu, jak jesteś taki mądry, to poza dopisaniem samemu tego w innych informacjach, mógłbyś też doczytać raport do końca i zmienić typ na MB 313CDI.
Buurtbusy działają tak (przynajmniej w przypadku tej koncesji), że operator planuje ich kursy, po czym dokonuje zakupu pojazdów i przekazuje społeczności. Panowie typują dziadków, którzy dla dobra sąsiadów będą tym jeździć; każdy nie więcej niż trzy godziny. Kasa z biletów na paliwo, uśmiech dla dziadzia. Pytałem kiedyś, czy jakby nie było chętnych, to uruchamialiby normalne linie, to mi powiedzieli, że zawsze są chętni.
Jakby kupili ikarusa to bym społecznie mógł nawet 160 osób zawieźć!
Pisałem o busach obywatelskich w swojej magisterce. Genialny wynalazek, ale jednak przeznaczony dla społeczeństw obywatelskich. U nas cwaniactwo by to zjadło...
Tyle już udało mi się ustalić. Ale zastanawiam się jak działa to z perspektywy współpracy organizatora z operatorem - kto decyduje które trasy są buurtbusami? Czy operatorzy są chętni/niechętni do tego? Czy organizatorzy są chętni/niechętni do tego? Może w postępowaniu koncesyjnym są jakieś dodatkowe punkty za zapewnienie warunków do aktywizacji lokalnej społeczności? Najlepsze jest to, że wolontariat przy tych buurtbusach jest tak oczywisty dla Holendrów, jak dla nas oczywiste jest zaskoczenie. To prawda, że to niestety dla dojrzalszych społeczeństw...
Jeśli chodzi o koncesję Waterland (bo tę akurat znam), to one były określone po prostu, nie podlegały dyskusji, nie było za nie dodatkowej punktacji. Organizator się cieszy, bo zapewnia komunikację, operator pokazuje, jaki jest wspaniały, bo daje im nowy tabor, a oni mają komunikację. Wszycy hepi. Natomiast w innym przetargu, przy którym trochę działałem, była taka sytuacja, że któraś linia w Haarlemie jeździła pusta, więc jeden z oferentów rozważał, żeby ją zlikwidować. Ale ponieważ nie było to dozwolone, padł pomysł zamiany na buurtbusa. To jednak skok kulturowy, bo u nas jak babcia chce raz w tygodniu jechać do przychodni (i jeszcze sobie znajdzie jakiegoś radnego), to jej się uruchamia za pieniądze podatników 100-osobowy autobus co pół godziny, albo zmienia trasę istniejącego, żeby innym podatnikom popsuć (i to za ich pieniądze). A tam by jej zrobili buurtbusa co najwyżej.