Jesteś niezalogowany | Zaloguj się | Zarejestruj się
To tylko ładnie wygląda na schemacie i w teorii inżynierów. Każdy pasażer wolałby, aby siatka linii zapewniała z każdego rejony sieci dojazd w różne części miasta bez potrzeby przesiadania się. Częstotliwość na głównych odcinkach magistralnych uzyskuje się wówczas z kilku linii kursujących w takim samym takcie.
Węgierscy eksperci taką konstrukcję systemu motywowali czasowym zyskiem i większą płynnością ruchu kołowego z braku kolizyjnych skrzyżowań z głównymi arteriami w centrum miasta. O pasażerach, którzy przez to muszą stracić jeszcze więcej czasu i sił na bieganie przez skrzyżowania przy przesiadkach chyba zapomnieli.
Więc tak: pasażer przede wszystkim woli punktualną i regularną komunikację miejską. Łatwiej zapewnić ją, gdy na danym szlaku funkcjonują 1-2 linie (w zasadzie 1/1A i 4/6 to jedna linia), gdy nie ma uciążliwych lewo i prawoskrętów, łatwiej też wtedy wprowadzać priorytet dla komunikacji szynowej. Przesiadki są nieuniknione i należy robić wszystko, aby były one możliwie wygodne i bezproblemowe - a do ważnych wskaźników należy częstotliwość oraz punktualność linii, na którą pasażer się przesiada. Niestety w Polsce komunikacja powstaje na życzenie emerytek, które trzymają radnych za jaja (czemu nie zabiegają o głosy ludzi młodych i zdrowych, dla których najbardziej liczy się czas a nie wygoda?!), które w poszukiwaniu pietruszek i jabłek podróżują po całym mieście, blokując mozolną marszrutyzację układu komunikacyjnego, polegającą na tworzeniu silnych linii kręgosłupowych oraz słabszych zmieniających ciągi komunikacyjne. Ale wiem z czego to wynika – mieszkasz w Toruniu, w którym sieć nie jest zbyt rozległa i narażona na utrudnienia. Ja zaś mieszkam w Warszawie i korzystam na co dzień z tramwajów – obecnie mam koło domu 19, 22, 28, 33 i 35 – równie dobrze mógłbym mieć 2-3 linie, z lepszymi częstotliwościami, ale niestety zaciekli obrońcy bezpośrednich połączeń niweczą kolejne reformy tramwajowe (bo musi być 32, bo musi być 5, bo musi być to, bo musi być tamto). No chyba że komunikacja ma rzeczywiście pełnić tylko funkcje socjalno-ozdobne, ale moim zdaniem nie w tym droga i nie wiem czy w Warszawie by starczyło numerków na wszystkie potencjalne połączenia. Ale na szczęście tak źle nie jest, nie będzie i powoli idzie ku lepszemu, parafrazując, a mądremu radość.
W zasadzie ilość linii to najczęściej wojna 2 środowisk - z jednej strony organizatora i przewoźnika, dla którego najlepiej technicznie jest, by było jak najmniej linii, bo obsługa prostsza i potrzebne mniej wozów, zaś dla pasażera najlepiej, by do jak największej ilości miejsc można było dojechać bezpośrednio - tyle że to zawsze oznacza dublujące się połączenia, na które potrzeba więcej taboru.
@JacekM: Gdyby filozofię z Budapesztu przenieść na warszawski grunt, to jadąć z Piasków na Centralny przesiadał byś się na Rondzie Radosława i Kinie Femina, owszem, na każdym z tych odcinków mając do dyspozycji po jednej "linii-siekierze".
Gdyby przenieść ją na tępo - owszem, ale gdyby przenieść ją mądrze, myśląc - niekoniecznie.
@seba: Zapraszam do Londynu poobserwowac efekty takiej filozofii - patrzac w tej chwili z okien mojego biura na Oxford Street widze morze czerwonych autobusow, z ktorych kazdy w teorii powinien jezdzic wesolo i regularnie co 6-12 minut, a zamiast tego stoi w korku, ktory w 80% sklada sie z autobusow. Czemu? Bo wlasnie wszystkie ciala, cielska i cialka lobbystyczne z roznych dzielnic stwierdzily, ze chca miec koniecznie bezposredni dojazd ze swojej dzielnicy. I faktycznie - na Oxford Street da sie dojechac bez przesiadki nawet z dalekiego London Borough of Croydon (Linia 3 z Crystal Palace). Tyle, ze w momencie, gdy autobus dojezdza do owej ulicy, jest juz pusty, bo nikomu nie chce sie jechac 3km/h. Gdyby zamiast tego misz-maszu zrobic ze dwie-trzy linie magistralne co 3 minuty z przegubami zamiast pietrusow, bylaby inna spiewka.
Innym casusem jest reforma poznanskiej sieci tramwajowej z 1993r., kiedy to 23 czy iles linii zastapiono trzynastoma, kursujacymi regularnie co 10 minut. Razem z zamiana taryfy na czasowa, spowodowalo to calkiem pokazny wzrost liczby pasazerow...
... a później zaczęto tworzyć śmieszne linie typu 18 czy zmieniano trasę 3 bo babcie z serafitku muszą mieć bezpośredni dojazd do centrum, itd. Na szczęście ZTM wycofał się z fantastycznego pomysłu obcięcia częstotliwości tramwajów z 10 do 12 minut, bo znając życie za chwilę zaczęto by na potęgę tworzyć nowe linie, a ich liczba znowu przekroczyłaby 20... jak pokazuje praktyka polactwo jest za głupie by takie reformy wprowadzać
Bez przesady - jak juz napisalem wyzej, zdarza sie to wszedzie. Grunt to sie nie dac - za bardzo
Trzeba znać złoty środek. 3 linie na danym odcinku z częstotliwością podstawową (w godz. 6-18) 10 minut są chyba takim rozwiązaniem.